22:46

Nazis in München [video]



Naziści wyszli na ulice Monachium!


Kto 21 stycznia 2012 roku w godzinach popołudniowych znalazł się w centrum stolicy Bawarii, ten mógł być świadkiem czegoś, co możliwe jest tylko w demokratycznym kraju. Oto bowiem garstka nazistów postanawia przeprowadzić demonstrację pod szyldem anty antyfaszystowskim. Ponieważ głoszenie i propagowanie ideologii nazistowskiej byłoby raczej niemożliwe, wykazują się sprytem, manifestując swą niechęć do antyfaszystów.




I w ten oto sposób, kilkadziesiąt osób może całkowicie legalnie i przy obstawie legionów policji, skutecznie sparaliżować centrum miasta, blokując główne ulice jak i linie tramwajowe. Co chcieli w ten sposób osiągnąć? Jest to nie lada zagadka. Nie była to na pewno demonstracja siły, gdyż kilkadziesiąt osób w gronie ponad 1,3 miliona mieszkańców Monachium, nie ma raczej nic do powiedzenia.

Ciężko nawet nazwać tę akcję propagandowo-werbunkową, ponieważ jakakolwiek próba przekazania przez demonstrantów czegokolwiek za pomocą megafonów, była natychmiast i skutecznie zagłuszana przez tych, przeciwko którym protestowali, czyli przez antynazistów. Buczenie, gwizdy i okrzyki niefaszystów, całkowicie zagłuszały jakiekolwiek próby przekazu swych poglądów ze strony demonstrantów.

Manifestacja miała na szczęście charakter raczej pokojowy, co jest z pewnością zasługą obecności ogromnej ilości służb mundurowych. Gdyby nie oni, to na kilku rzuconych w stronę nazistów śnieżkach, wzajemnych wyzwiskach i pozdrawianiem się międzynarodowym znakiem pokoju z pewnością by się nie skończyło. Zamiast wymiany słów, mielibyśmy raczej wymianę ciosów pięściami, kolanami, glanami i łysymi głowami.

Nie obyło się jednak bez pewnego incydentu. Otóż jakiś jegomość postanowił zablokować przemarsz nazistów, siadając na środku drogi, którą tamci mieli przejść:


Ten młody człowiek zrobił to chyba tylko po to, by móc później opowiadać swoim wnukom, że całym sobą starał się zatrzymać kroczących po ulicach Monachium faszystów. O jakiejkolwiek szansie powodzenia tej akcji nie było bowiem mowy. Za to jaka symbolika...

Jednak to, czego nie mógł zdziałać samotny osobnik, dokonała spora (znacznie liczniejsza od demonstrantów) grupa antynazistowska. Po kilku nieudanych próbach, przerywanych przez policję, udało im się w końcu zebrać w takiej liczbie i w takim miejscu, że skutecznie uniemożliwili dalszy przemarsz. Otrzymaliśmy zatem następujący układ sił na przestrzeni 150-200 metrów ulicy:
antynaziści - policja - pusta przestrzeń (i policja) - policja - naziści - policja.

Powstała więc sytuacja patowa w której jedynym sensownym rozwiązaniem było trwać w tej konfiguracji. Antyfaszystów było zbyt dużo i byli zbyt spokojny, by policja mogła bez przepychanek i bez narażania się na oskarżenia o nadużycie władzy, po prostu ich przesunąć, by marsz mógł być kontynuowany. Naziści z kolei otoczeni byli z każdej strony policją, która nie zamierzała się cofnąć, gdyż to by się wiązało z ponowną blokadą głównej ulicy, którą udało się już 'uwolnić'. Nie mogli też iść dalej, bo zagrodzono im drogę. Wszyscy więc grzecznie stali na swych miejscach.

Taka akcja nie mogłaby się oczywiście odbyć bez akcentów politycznych. Nazi nie mieli żadnych partyjnych identyfikatorów, ale w ich przypadku to zbyteczne, gdyż powszechnie wiadomo, że to NSDAP. Z kolei po drugiej stronie barykady powiewały flagi dwóch ugrupowań: Partii Piratów (jedna sztuka) oraz SDP (dwa egzemplarze). Największą siłą byli jednak i tak zwykli obywatele, którzy w sposób spontaniczny wyrażali swą dezaprobatę dla poczynań i poglądów nazistów.

W tym momencie chciałbym ponownie zadać niezwykle istotne pytanie: po co to wszystko? Faszyści przekonali się co prawda, że nie stanowią żadnej siły i nie mają nic do powiedzenia, co powinno dać im do myślenia. Szkoda tylko, że musiało się to odbyć poprzez blokadę ulic, czyli uprzykrzenie życia zwykłym mieszkańcom. To w sumie da się jeszcze bezboleśnie znieść. W końcu taka cecha demokracji, że każdy może demonstrować na ulicach. Niestety przy okazji obrzucano się też niewybrednymi wyzwiskami, niejednokrotnie zapewne pomiędzy sąsiadami.

Gdy obserwowałem całe zajście i nagrywałem materiał wideo, stojący obok młody mężczyzna zapytał mnie, co to za demonstracja. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że "anty antyfaszystowska" czyli pro nazistowska. Na co stwierdził, że to już wie, ale nie wie po co i z jakiego powodu. Zgodziliśmy się, że nie ma żadnego sensownego powodu. (Przy okazji - mój rozmówca, tak jak i ja, okazał się być obcokrajowcem.)

Wielu ludzi wymachiwało planszami z napisem:

München ist bunt!


I niech tak pozostanie!

Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI