19:09

Smoleńsk 2010 - nie taka straszna tragedia


Właśnie mijają dwa lata od wydarzenia zwanego powszechnie "katastrofą smoleńską". Tekst znajdujący się poniżej, którego  współautorem jest mój dobry kolega Tomasz Wierzbowski, powstał dwa miesiące później, jako zaliczenie semestralne przedmiotu retoryka i erystyka. W zasadzie wystarczyłoby tylko kilka drobnych korekt, by nasza praca stała się w pełni aktualna również dzisiaj, a ten wstęp byłby zupełnie niepotrzebny. Stwierdzenie 'niestety' samo aż ciśnie się na klawiaturę...


Tymczasem zapraszamy do lektury i dzielenia się własnymi przemyśleniami.

SMOLEŃSK 2010 – NIE TAKA STRASZNA TRAGEDIA

10 kwietnia 2010 r. o godzinie 8:41 na Smoleńskim lotnisku rozbił się polski samolot prezydencki Tu-154M Lux. Na pokładzie znajdował się prezydent z małżonką, ministrowie, dowódcy wszystkich rodzajów wojsk, biskupi, posłowie, najwyżsi urzędnicy państwowi, delegaci oraz załoga. Łącznie 96 osób zginęło w katastrofie komunikacyjnej. Nie ulega wątpliwości, ze to wydarzenie, jak żadne wcześniejsze, po których ogłaszano żałobę narodową, zasługiwało na podjęcie takiej właśnie decyzji. 
Ale czy owa tragedia pozostawiła po sobie jakiekolwiek piętno w nas, w naszym codziennym życiu? Jesteśmy blisko dwa miesiące po owym wydarzeniu i teraz z czystym sumieniem odważymy się wysnuć tezę, iż nie. My Polacy widzimy siebie jako naród wybrany, głęboko wierzący i niejako przyzwyczajony do nieustannej walki i cierpień. Od czasów romantyzmu zmagamy się z wieloma problemami. Czasy zaborów, kiedy to Polaków starano się oduczyć polskości, powstania narodowe, które należą do naszych specjalności, druga wojna światowa, agresja niemiecka i rosyjska, czasy powojenne - życie podziemne, walka z komunizmem. To wszystko buduje naszą świadomość narodową. Szukamy takich wydarzeń również i teraz. No i mamy - Smoleńsk. 
Nikt nie płakał zbyt długo nad grobami ofiar, paradoksalnie potrzebna nam była ta tragedia, abyśmy znowu mogli czuć się bardziej Polakami - wspólnotą. Tragedia na pokaz? W pewnym sensie tak. My jako naród jesteśmy narcystyczni, lubimy być obiektem zainteresowania. Więc smućmy się o narodzie! Niech świat płacze przeto razem z nami! Ciekawostką jest fakt 3-dniowej żałoby narodowej w Brazylii. Zostaliśmy więc dostrzeżeni. 
Niemiecka prof. Aleida Assmann uważa, że „Polacy są zamrożeni w stereotypie ofiary i w związku z tym nie są w stanie dokonać pogłębionej refleksji nad własną przeszłością”. Tylko jak mamy dokonać tej refleksji, skoro elity, a za nimi media pogłębiają nasz narodowy kompleks, nasz mit cierpiętniczego kraju, Chrystusa narodów? Jeśli co chwila słyszy się o „przeklętym” Katyniu i o fatum, jakie nad nim ciąży, to siłą rzeczy do głosu dochodzi coś, co psychologowie nazywają koncepcją zagospodarowania trwogi. Czyli dla własnego spokoju przyjmuje się nawet najbardziej nierealne wersje wydarzeń, zamiast przyznać, że życiem często rządzi przypadek. Wygodne ale zarazem bardzo niebezpieczne. Sprzyja to bowiem możliwości zafałszowania rzeczywistości. 
Popatrzmy chociażby na obraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed katastrofą i po niej. Niesamowita zmiana: wybielenie, pomnikowanie wręcz jego osoby, prezydentury. Paradoksalny pozytyw odniósł po śmieci prezydent. 
Bardzo dobrze oddał to jeden z użytkowników serwisu demotywatory.pl:

Na pokład samolotu lecącego do Smoleńska wsiadł człowiek „mały”, kłótliwy, przeciętny prezydent, „zaściankowy” i ksenofobiczny, mierny polityk. Autor słów: „spieprzaj dziadu”, „małpa w czerwonym”, „ja panią załatwię”, nie znający za to słów refrenu hymnu państwowego…

Pośmiewisko nie tylko satyryków, ale całej Europy, prezydent z rekordowo niskim poparciem społecznym…

W trumnie ze Smoleńska przywieziono „wybitnego męża stanu”, „Patriotę”, „bohatera narodowego”, „ojca narodu”, „największego Polaka”, „równego królom”… 
Po czym autor zastanawia się:

W związku z tym ja się pytam: kto podmienił ciało? 
Jest w tym sporo ironii oraz tragikomizmu, jednak znakomicie oddaje istotę rzeczy. 
W katastrofie prócz prezydenta zginęło jeszcze wiele osób, które pełniły najważniejsze funkcje w państwie. Zginęło dowództwo Polskich Sił Zbrojnych, co mogło narazić na szwank bezpieczeństwo naszego kraju. Okazało się jednak, że nasze polskie prawo z konstytucją na czele, wspaniale zdało ten jakże trudny wydawałoby się egzamin. Mechanizmy przejmowania funkcji osób, które nie mogą jej pełnić są bardzo precyzyjne. Ciągłość państwa została zachowana, bezpieczeństwo – zapewnione. Tak więc również w tym aspekcie sytuacja nie okazała się tragiczna. 
Czy pamiętamy protesty, aby Lecha Kaczyńskiego nie chować na Wawelu? Owszem, pamiętamy. Mieliśmy żałobę narodową, decyzja została podjęta szybko, więc nikt nie mógł jej zmienić. Po co w takim razie owe protesty? 
Zapewne po to, by pokazać, że nie wszyscy mają klapki na oczach i widzą, co się dzieje. O ile bowiem zapominanie o wadach prezydenta nie jest niczym szczególnie groźnym, o tyle pochówek na Wawelu to już otwarta manipulacja historią. Co ciekawe, ta nieszczęsna decyzja do dzisiaj nie ma swojego oficjalnego autora. Być może dlatego, że podjęcie jej obnażyło rzekome zjednoczenie narodu, które okazało się być iluzoryczne. 
Pochowanie Lecha Kaczyńskiego na Wawelu wielu rodaków traktowało jako atrakcję. Czy człowiek poruszony tragedią robi sobie zdjęcia z pochówku prezydenta? Pozwolę sobie tu przytoczyć inną niedawną tragedię - powódź. To wydarzenie wielu rodaków również traktuje jako okazję do „pstryknięcia” kilku zdjęć i atrakcję turystyczną. Tak na pewno nie zachowałby się człowiek, który w powodzi stracił dobytek życia, czy też najbliższych. A ci właśnie cierpią i czują tragedię w sercach. Inni nie. Podobnie sytuacja ma się w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem. 
O tym, że wydarzenie co prawda jeszcze nie tragiczne, ale mogące takim się stać, traktowane jest jak atrakcja, którą warto podziwiać przekonałem się osobiście. Kładka nad Brdą, której poziom wody niedawno niebezpiecznie się zwiększył, co spowodowało podtopienie całkiem sporej części nadbrzeża, przejęła funkcję portalu Nasza-Klasa.pl – stała się „miejscem spotkań”. Ze zdumieniem patrzyłem na ogrom ludzi, jaki się tam znajdował. Z jeszcze większym zdumieniem obserwowałem osoby, które z radosnym uśmiechem na twarzy robiły sobie zdjęcia na tle wylewającej Brdy. Zapewne po to, by po powrocie do domu wrzucić ja na Naszą-Klasę… Jak już wspomnieliśmy – podobnie było z ludźmi „oddającymi hołd” prezydentowi, a największy hołd oddawały ich aparaty fotograficzne… 
Katastrofa pod Smoleńskiem stała się również świetną inspiracją dla wszelkiego rodzaju artystów. Tworzyli oni w większości prześmiewcze utwory w których niewiele było współczucia. Pytam się więc po raz kolejny: gdzie tu tragedia? 
Czym więc jest taki obraz katastrofy smoleńskiej, jaki obecny był w mediach, gdzie za pomocą środków audiowizualnych próbowano przekonać nas o ogromnym znaczeniu tego wydarzenia, mającego niebagatelny wpływ na przyszłość naszego kraju? Było to tylko relacjonowanie rzeczywistości w której romantyczna dusza naszego narodu znowu dała o sobie znać? A może to już nie relacja, a kreacja rzeczywistości? 
Jeśli przyjmiemy pierwszą koncepcję za prawdziwą, musimy za panią prof. Mirosławą Mardy wyrazić niepokój, że nie umiemy wytworzyć języka odwołującego się do innej symboliki. „Kiedy słyszę, że ciągle wracamy do romantycznego rynsztunku, to pytam, a do czego mamy właściwie wracać? Nie ma nic innego”. Tak więc, jeśli zdarza nam się odwołać do romantyzmu, wiedzmy, że czynimy to z braku alternatywy. Miejmy jednak również świadomość, dla kogoś, kto umiłował rozum – romantyzm jest szkodliwy przez swój nieracjonalizm. Natomiast pierwszym koniecznym krokiem w kierunku uwolnienia się od niego jest świadomość mu podlegania. 
Jeżeli zaś za prawdziwą uznamy wersję w której media kreowały, a nie tylko relacjonowały to, co działo się wokół katastrofy smoleńskiej, należy zwrócić uwagę na fakt, że odwoływanie się do romantycznego ducha narodu, to oddziaływanie na uczucia. Te zaś stoją w sprzeczności z rozumem. Należy więc poważne zastanowić się nad celowością takich, a nie innych zabiegów. Zwłaszcza w perspektywie zbliżających się wyborów prezydenckich, których katastrofa smoleńska jest nie tylko bezpośrednią przyczyną, ale też istotnym narzędziem w kampanii. 
Może i rację miał Jacek Kurski, że ciemny lud wszystko kupi. My jednak, tworzący środowisko akademickie, ciemnym ludem nie jesteśmy. Prawda? ;)



Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI