21:44

Pomocy!


- Jezus Maria, dziecko zabili! - krzyknęła przerażona kobieta, widząc jak młody rowerzysta przewrócił się na pobocze, chcąc uniknąć zderzenia z wyprzedzającą go ciężarówką. Sytuacja rzeczywiście wyglądała nieciekawie, więc nie ma się co dziwić przerażeniu kobiety. Sęk w tym, że poza krzykiem wniebogłosy, nie zrobiła nic. Krzyknęła i poszła, zostawiając "zabitego" na ziemi.

Choć tak po prawdzie, to niewiele więcej mogła zrobić. Działo się to bowiem w czasach przedkomórkowych. To znaczy nie zanim organizmy komórkowe pojawiły się na naszym globie, tylko przed erą powszechnego dostępu do telefonii komórkowej.

Obecnie prawie każdy z nas ma zawsze przy sobie swoją własną słuchawkę. Teoretycznie więc los osób, które tak jak ten nieszczęsny chłopak na rowerze - potrzebują pomocy, jest znacznie bardziej komfortowy. Ale, no właśnie - teoretycznie…

Praktycznie bowiem bywa z tym różnie, o czym dane mi było przekonać się wielokrotnie.

Niby wszyscy znamy numer alarmowy, pod który należy zadzwonić, by w nagłej sytuacji wezwać pomoc. Jednak gdy przychodzi czas, by wiedzę tę wykorzystać w praktyce, robi się nieciekawie.

Oczywistym wytłumaczeniem jest stres, a czasem i szok, jaki wywołuje nieprzewidziana sytuacja. Tak jak kobieta kierująca pojazdem osobowym, która w wyniku wtargnięcia na jezdnię pieszego, wykonała nagły manewr hamowania, w wyniku którego jadący za nią mężczyzna na motorze zderzył się z pojazdem kobiety. Obywatelka po kolizji opuściła swój pojazd i zaczęła nieprzerwanie powtarzać: "Co teraz? Co teraz? Chyba trzeba na policję zadzwonić?" - czego jednak sama nie uczyniła. Na szczęście wśród świadków znalazł się ktoś, kto wezwał odpowiednie służby.

Okazuje się, że samo opanowanie nie wystarczy, by prawidłowo zareagować w nagłej sytuacji. Bo cóż z tego, że uda nam się zachować zimną krew i wiemy, że trzeba wezwać pomoc, ale nie znamy właściwego numeru?

Przyznam szczerze, że byłem wielce zdziwiony gdy okazało się, że można nie znać numeru alarmowego. Życie lubi jednak zaskakiwać.

Wracając kiedyś do domu, dane mi było zaobserwować, jak po drugiej stronie ulicy przewraca się mężczyzna. Próbując wstać, prawie wtoczył się na jezdnię. Podbiegłem więc do niego, by pomóc mu się ogarnąć, a przy okazji uchronić przed znalezieniem się pod kołami samochodu.

Okazało się jednak, że facet był kompletnie nieświadomy tego co się dzieje, gdzie jest, ani nawet kim właściwie jest. Nie pozostało więc nic innego, by dla dobra tego jegomościa, wyciągnąć telefon i zadzwonić po odpowiednie służby. Tak też uczyniłem. A przynajmniej początek tego planu udało mi się zrealizować.

Były okolice godziny drugiej w nocy. Oznaczało to, że od ostatniego ładowania telefonu minęło kilkanaście godzin. A wszyscy chyba wiemy, co można zrobić po takim czasie ze smartfonem.  I to po dość intensynwym używaniu. Otóż zrobić można jedno wielkie nic. Jego akumulator jest bowiem całkowicie rozładowany.

Na szczęście nie byłem jedyną osobą, która widziała upadek, i krótko po mnie na miejsce zdarzenia dobiegło jeszcze dwóch innych mężczyzn. Jeden z nich widząc stan delikwenta, również natychmiast zdecydował, że należy wezwać pomoc.

Wyjął więc swój telefon z kieszeni, i z przerażeniem w oczach znieruchomiał na moment, po czym rzekł do mnie:
- Jaki jest numer na pogotowie albo policję?

Nie wiem od kiedy siedzi w mojej głowie ta informacja, ani tym bardziej jak się tam dostała. Ale faktem jest, że zakorzeniła się w niej tak mocno, jakby była tam od zawsze. I myślę że dobrze by było, gdyby u każdego było podobnie.

Gdyby więc jakimś cudem okazało się, że z wiedzą na temat numerów alarmowych jest u Was podobnie, jak u wspomnianego wyżej mężczyzny, spieszę z pomocą:

  EUROPEJSKI NUMER ALARMOWY  
112

Natomiast w skali kraju najważniejsze numery to:

POLICJA 997
STRAŻ POŻARNA 998
POGOTOWIE 999

A na koniec życzę Wam, byście tej wiedzy nigdy nie musieli wykorzystać...
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI