08:32

Życie na zapas


Mieliśmy w domu kolekcję CD, jeszcze na długo, zanim staliśmy się posiadaczami sprzętu, mogącego zrobić jakikolwiek użytek z płyt kompaktowych. Wiele lat temu sam też kupowałem  sporo różnych magazynów komputerowych, nie mając nawet dostępu do PC. Dziwne? Trochę tak. Ale kto z nas nie robi(ł) takich rzeczy?

Kupowałem CD-Action gdy co prawda miałem już komputer, ale za słaby, by móc grać w gry tam recenzowane. Ba, nie zawsze mogłem nawet cieszyć się z pozycji dołączonych do magazynu na płycie. I to pomimo faktu, że gry jakie pojawiały się na płytach do najnowszych zwykle nie należały. Wymagań sprzętowych nie miały zatem zbyt wysokich.

Ale w ogóle się tym nie przejmowałem. W zasadzie, to się nawet cieszyłem. Wiedziałem bowiem, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że stanę się posiadaczem sprzętu, który pozwoli cieszyć się tą całą moją kolekcją gier, która regularnie i sukcesywnie rosła.

W końcu dorobiłem się rzeczywiście takiego sprzętu, że mogłem grać we wszystko, co chciałem. Mogłem wreszcie cieszyć się całym swoim zbiorem gier, które grzecznie czekały, aż nadejdzie ten dzień, gdy się w końcu nimi zajmę. I co? I nic. Nie zagrałem na tym swoim komputerze w ani jedną grę z tych, które z takim zamiłowaniem kolekcjonowałem.

Dlaczego? Bo w międzyczasie stałem się posiadaczem nowych pozycji. Na moim koncie Steam mam kilkadziesiąt gier. Nowszych, atrakcyjniejszych, teoretycznie lepszych od tych starych, gromadzonych na płytach z CDA. Mogłem zatem skupić się na kolekcji cyfrowej, i jej poświęcić swój czas i uwagę. 

Problem w tym, że z tych kilkudziesięciu gier, grałem raptem w kilka. A ile z nich ukończyłem? Cóż, żadnej...

To samo dzieje się z "zapisanymi na później" artykułami w usłudze Pocket. Artykułami znalezionymi w sieci, których z różnych powodów nie mogę przeczytać w momencie ich znalezienia, więc zapisuję w aplikacji, żeby ich nie stracić i móc wrócić do nich później. Później czyli kiedy? Szczerze? Zazwyczaj nigdy. A gdy już rzeczywistości do nich wracam, to najczęściej przesiew zgromadzonych tam treści robię tak wielki, że z zapisanych tam tekstów czytam w rzeczywistości może 10%...

To może chociaż książki? Może z nimi jest lepiej? Raczej nie. Wszak nie tylko mi znane jest określenie "stos wstydu", prawda? Chyba każdy z nas ma kilka pozycji, które chciałby przeczytać, ale ciągle tylko leżą i się kurzą, wywołując w nas wyrzuty sumienia. Pół biedy, gdy ktoś gromadzi te książki w formie elektronicznej, jak ja. Dzięki temu się nie kurzą. Ale wyrzuty pozostają.

Wygląda więc na to, że przez lata gromadziłem dobra, których i tak nie konsumowałem. Taki konsumpcjonizm bez konsumowania. Co więcej, nawet gdybym chciał skorzystać ze wszystkiego, co zgromadziłem, to i tak nie byłbym w stanie tego zrobić. Z bardzo prostej przyczyny - w moich zasobach brakuje czegoś, czego w żaden sposób zgromadzić się nie da - czasu.

Ale jest też pozytywna strona tego, o czym tu napisałem. Uświadomiłem sobie bezsens gromadzenia tego, czego i tak nie jestem w stanie wykorzystać. Dzięki temu w mojej kolekcji gier od bardzo dawna nie pojawiają się żadne nowe pozycje. W kolekcji ebooków tylko te, które wiem, że przeczytam od razu po zakupie.

Nie odczuwam tego co prawda w portfelu, bo to co nabywałem w większości przypadków było i tak bardzo mocno przeceniane. Ale czuję, że się od czegoś uwolniłem. Od swego rodzaju klęski urodzaju. Od przekonania, że muszę coś szybko przeczytać, bo w kolejce czekają następne książki/artykuły. Dzięki temu mogę bardziej skupić się na tym, co akurat w danym momencie czytam.

To bardzo oczyszczające.
Polecam!
Copyright © 2016 MARTIN ZALEWSKI